Jeśli macie już jakieś doświadczenie z ciemną wiecie pewnie jedno - potrzeba na nią dużo czasu. Ale mam dla was dobrą wiadomość - można trochę tego czasu zaoszczędzić. Wystarczy tylko zrobić porządnie zdjęcie na negatywie i nie robić tych zdjęć, które i tak nie wyjdą. Wydaje się to oczywiste, tylko skąd tyle klatek źle naświetlonych? Jedną z podstawowych rzeczy, którą powinien zrobić każdy początkujący adept fotografii czarno-białej jest przetestowanie negatywu, aby się dowiedzieć jaka jest jego rzeczywista czułość i użyteczny zakres naświetleń. Dzięki temu już w momencie naświetlania będzie mógł przewidzieć rezultat i co go czeka przy wykonywaniu odbitki. Test taki powinniśmy zrobić dla:
- każdego negatywu
- każdego wywoływacza
- każdego używanego czasu wywoływania
- każdej temperatury wywoływania
- każdego rozcieńczenia
- każdego sposobu wywoływania
- każdego rodzaju papieru, filtracji, wywołania
I to dla każdej kombinacji. Czyli jak zaczniemy już teraz to może nasze wnuki będą miały komplet danych i będą mogły zacząć fotografować. Oczywiście w realnym świecie nie będziemy się męczyć i przyjmiemy pewne uproszczenia. Czyli założymy że mamy jeden rodzaj papieru o stałej gradacji lub zmiennogradacyjny naświetlany średnim filtrem. Że mamy jedną temperaturę wywoływania (producent często podaje w jakiej temperaturze dany wywoływacz pracuje najlepiej). Na początek przyjmiemy też czas wywoływania negatywu na taki jaki nam podał producent. Tu mała uwaga - nie korzystamy z porad naszych bardziej doświadczonych kolegów kuszących nas radami "wywołuj przez 12.5 minuty to wyjdą super zdjęcia". Owszem - to zadziała - ale tylko jeśli wszystko będziecie robić tak jak oni i macie taki sam gust. Ale po co, skoro możecie poszukać własnej drogi (bo tych jest wiele prowadzących do tego samego celu - idealnej odbitki).
Do testu będzie nam potrzebny szary obiekt i dokładny światłomierz. Obiekt powinien posiadać lekką fakturę, szczególnie gdy będzie zajmował cały kadr. Będzie łatwiej ją potem wypatrzyć na negatywie i odróżnić od zadymienia. Dobrym przedmiotem będzie słynny "Czarkowy sweterek" lub jakakolwiek szara tkanina. Jeśli używamy zewnętrznego światłomierza, to obiekt powinien być duży, gdyż musimy fotografować z większej odległości. W przeciwnym wypadku będziemy musieli uwzględnić że obiektyw naostrzony na obiekt bliski, tłumi więcej światła niż to wynika z wartości przesłony (znają to dobrze osoby fotografujące makro). Przy wbudowanym światłomierzu, podczas pomiaru TTL, aparat powinien to uwzględnić automatycznie. To czy ta szarość będzie jasna lub ciemna nie ma znaczenia - światłomierz to i tak wyrówna.
Oświetlenie przedmiotu powinno być takim światłem przy jakim będziemy potem fotografowali - czyli zazwyczaj dziennym. Kalibracja przy oświetleniu żarowym da nam inne wyniki (emulsje różnie reagują na światło różnej długości).
Zakładamy więc film, stawiamy więc aparat na statyw, mierzymy światło i zaczynamy nasz proces testowy:
a) pierwszą klatkę naświetlamy z założonym dekielkiem - da nam to przeźroczysty negatyw, który potem posłuży do ustalenia punktu czerni na odbitce
b) naświetlamy kolejną klatkę z korekcjami -6.5 EV, -6 EV, -5.5 EV, -5 EV, -4.5 EV
c) naświetlamy kolejne klatki z korekcjami 4.5 EV, 5 EV, 5.5 EV, 6 EV, 6.5 EV
d) naświetlamy jedną klatkę pustą (z dekielkiem), a potem kolejną na czasie B - aby otrzymać maksymalną czerń na negatywie, za nią jeszcze raz zostawiamy klatkę pustą (konieczność pozostawienia pustych klatek wynika z tego że bardzo silne naświetlenie jednej klatki może spowodować lekkie zaświetlenie sąsiednich, dziękuję Markowi Lewandowskiemu za tę uwagę)
Jeśli używamy zewnętrznego światłomierza bez opcji korekcji, wartości przysłony i czasu po korekcji możemy wyliczyć z pomocą arkusza XLS.
Wywołujemy nasz negatyw wg czasu określonego przez producenta. Otrzymamy na negatywie klin szarości, w którym pierwsze klatki powinny być przeźroczyste. 4,5 lub 6 klatka powinny pokazywać lekką szarość. Jeśli nie to znaczy że mamy kontrastowy negatyw i powinniśmy powtórzyć punkt b) z mniejszymi wartościami korekcji. Ponieważ nie posiadamy densytometru musimy teraz przejść do drugiej części testu. Ci szczęśliwcy którzy go posiadają mogą już na tym etapie zakończyć test, porównując otrzymane gęstości z wzorcem.
Ustawiamy powiększalnik na powiększenie oraz przysłonę, które będziemy najczęściej używać i wkładamy nasz negatyw. Ustawiamy go na pierwszej klatce (ta przeźroczysta z racji dekielka). Klatka ta posiada tylko zadymienie i pozwoli nam określić Standardowy Czas Naświetlania - czyli czas przy którym osiągniemy na odbitce maksymalne czernie. Wykonujemy serię próbek tak długo, aż znajdziemy najkrótszy czas przy którym dostaniemy pełne czernie. Możemy to zrobić naświetlając klin szarości tak długo, aż nie będziemy w stanie odróżnić kolejnych pól. Lub metodą polecaną przez Marka Madeja naświetlać dwa pola tym samym czasem, na zakładkę - gdy osiągniemy czas przy którym zakładka nie będzie widoczna, będzie to nasz SCN. Teraz przesuwamy negatyw i cały czas z tym samym czasem naświetlamy kolejne klatki. Każdą z nich oznaczamy, aby ich potem nie pomylić. Na koniec wywołujemy jeszcze kawałek nienaświetlonego papieru, aby mieć wzorzec bieli. Gdy skończymy, pozostawiamy próbki do wyschnięcia. Gdy wyschną, przechodzimy do jasnego pomieszczenia i zaczynamy ich ocenę. Naszym celem jest znalezienie dwóch próbek - tej która da maksymalną czerń taką jak z pierwszej klatki i tej która da nam biel taką jak nienaświetlonego papieru. To właśnie nasz zakres naświetleń, w ramach którego musimy używać korekcji podczas fotografowania. Na przykład jeśli maksymalną czerń osiągnęliśmy przy klatce naświetlanej -5.5 EV, to wszystkie obiekty które będą miały taką lub większą odchyłkę od wartości dla której naświetlamy negatyw, na odbitce staną się jedynie czarną plamą beż żadnego śladu szczegółów. Więc mierząc spotem czarnego kota powinniśmy mu ustawić korekcję mniejszą - np. -5 EV. O tym jak ten kot będzie wyglądał na odbitce da nam pojęcie próbka którą wykonaliśmy dla takiego naświetlania (-5 EV może okazać się nadal zbyt duże z racji tego, że w cieniach negatywy zazwyczaj mają niższy kontrast - czyli tak zwaną stopkę na krzywych charakterystycznych).
Jeżeli wynik jest niesymetryczny - na przykład od -6 EV do +4 EV, możemy go "skorygować" zmieniając ustawianą czułość. W tym przypadku przesuwamy ją o 1 EV, czyli np. z ISO 100 przechodzimy na ISO 200. Jeśli przesuwamy w dół (mieliśmy za mało czerni) to przestawiamy czułość na niższą. Dzięki temu będzie nam łatwo zapamiętać, że negatyw mamy naświetlać w zakresie +/- 5 EV.
Na testowanym negatywie mamy jeszcze dwie dodatkowe klatki - średnio szarą oraz maksymalnie zaczernioną. Pierwsza z nich daje nam pojęcie o tym jak będą wyglądać szarości przy których nie zastosujemy żadnej korekcji. Metodą porównawczą lub densytometrem moglibyśmy także określić czy gęstość tej klatki leży dokładnie w połowie zakresu między gęstością bieli a gęstością czerni - niestety nie zawsze się tak dzieje z racji tego, że krzywe charakterystyczne nie są liniowe w użytecznym zakresie naświetleń. Klatka z maksymalną czernią (Dmax), porównana z klatką która daje nam biel na odbitce, pozwala zorientować się ile jeszcze mamy "zapasu" zanim światła osiągną nasycenie. Szczegóły z tego zakresu będziemy mogli odzyskać naświetlając zdjęcie na papierze o miękkiej gradacji (opisywany w artykule o naświetlaniu materiałów czarno-białych problem z filmami małoobrazkowymi).
Gdy już przetestujemy nasz pierwszy negatyw i zrozumiemy na czym to polega, możemy zacząć wprowadzać modyfikacje. Ja proponuję wprowadzać je w tej kolejności (dla danego negatywu):
- zmiana czasu wywoływania (np. 20% dłużej lub krócej)
- zmiana rozcieńczenia
- zmiana wywoływacza
- zmiana sposobu wywoływania (częstość i intensywność mieszania)
Zmianę parametrów przy wywoływaniu odbitki proponuję zostawić w spokoju i traktować to tylko jako etap "dopieszczania" odbitki, a nie coś co miało by wpływać na wywoływanie negatywu. A więc kierujemy się zasadą - jak najlepszy materiał już na początku procesu.
W praktyce jeśli chcemy testować więcej kombinacji negatywy+wywoływacz, ta metoda będzie zbyt czaso- i materiałochłonna. Efektywniej będzie się wyposażyć w kliny szarości i densytometr. Zainteresowanym tematem polecam książkę Beyond The Zone System. Opisy BTZS znajdują się także w Internecie.
Opisaną wyżej metodę można nazwać wstępem do system strefowego. Różnica jest taka, że w systemie strefowym większy nacisk kładziemy na wywołanie i takie dobranie czasów wywoływania dla poszczególnych negatywów, aby na każdym z nich osiągnąć taką samą skalę użytecznych naświetleń. Dzięki temu nie musimy pamiętać o tym, że na jednym negatywie szczegóły w cieniach stracimy całkowicie przy -4 EV, a na drugim dopiero w -5 EV. W naszym przypadku jeśli otrzymaliśmy rozpiętość większą niż +/- 5 EV, to powinniśmy wydłużyć czas wywoływania, a jeśli mniejszą to skrócić tak, aby otrzymać rozpiętość +/- 5 EV.
Komentarze
Prześlij komentarz